środa, 1 lipca 2009

Ulmowie

Podczas II wojny światowej Polska była jedynym krajem, w którym za pomoc Żydom groziła kara śmierci, mimo to, to właśnie Polaków jest najwięcej pośród Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.

Według szacunków historyków z IPN w ratowaniu Żydów w czasie hitlerowskiej okupacji brało udział ok. 1 miliona Polaków. Kilkanaście tysięcy Polaków zostało zamordowanych przez oddziały SS za ukrywanie osób żydowskiej narodowości. Głównym motywem takiej heroicznej postawy było ewangeliczne wezwanie do miłości bliźniego.

O rodzinie Ulmów

za: /dziedzictwo.ekai.pl/ oraz /adonai.pl/



Na okładce książki autorstwa Mateusza Szpytmy i Jarosława Szarka zamordowana rodzina (fot. Józef Ulm)



Józef Ulm urodził się w 1900 r. Był znanym w okolicy utalentowanym sadownikiem, hodował pszczoły i jedwabniki. Był także społecznikiem, bibliotekarzem i działaczem katolickim. Jego wielką pasją było fotografowanie.

O 12 lat młodsza żona Wiktoria zajmowała się domem i dziećmi – w ciągu siedmiu lat małżeństwa urodziła ich sześcioro, a w momencie śmierci była w zaawansowanej ciąży.

Od lipca 1942 r. rozpoczęły się w Polsce niemieckie "polowania na Żydów"; każdy, kogo Niemcy złapali poza gettem, był rozstrzeliwany.

Nie ominęło to Markowej. Wieś zamieszkiwało kilka rodzin żydowskich. Latem 1942 r. niemiecka żandarmeria zaczęła je zabierać do aresztu i wiadomo było, że w następnych dniach tych ludzi czeka śmierć.

Od kiedy Józef Ulm i jego żona Wiktoria przygarnęli pod swój dach dwie rodziny żydowskie: Szallów i Goldmanów, razem 8 osób – nie wiadomo. Wszyscy oni mieszkali przypuszczalnie na strychu przez 2 lata. Gospodarze nie brali od nich wynagrodzenia; wszystkie kosztowności pozostały przy ukrywających się. Żydzi pomagali Ulmom w pracach, ale tylko tych, które mogły być wykonywane w ukryciu, więc na przykład w garbowaniu skór, czym Józef dorabiał na potrzeby domu.

Ulm liczył trochę na oddalenie swego domu od innych zagród Markowej oraz na solidarność sąsiadów, nie mogących nie zauważyć pewnych symptomów, po których można było przypuszczać, że Ulmowie nie są w domu sami.

Nie wiadomo do dziś, pomimo zebrania obszernej dokumentacji dotyczącej losów wojennych Markowej, kto i w jakich okolicznościach zadenuncjował Ulmów.

24 marca 1944 r., bardzo wczesnym rankiem, rozegrał się dramat.

Niemcy wpadli do uśpionego jeszcze domu. Zastrzelili ukrywających się i gospodarzy (Wiktoria oczekiwała za kilka dni narodzin siódmego dziecka), na końcu ich dzieci. "Ja pamiętam tamtą noc" – mówi mieszkanka Markowej. "Nie widziałam, ale słyszałam. Najbardziej było przerażające to, jak zastrzelili rodziców. Na całą wieś słychać pewnie było to, co ja słyszę do dzisiejszych dni – wołanie i płacz dzieci. Coraz cichsze. Tak, za każdym razem, kiedy rozlegał się strzał, wołania były cichsze, bo ich już ubywało. Aż wreszcie umilkły".

„Przed chałupę wyprowadzono też Józefa i Wiktorię i tam zastrzelono. Wśród krzyków i płaczu żandarmi zastanawiali się, co zrobić z szóstką dzieci. Po krótkiej naradzie Dieken zdecydował, że je także należy rozstrzelać. Trójkę lub czwórkę dzieci własnoręcznie zamordował Kokott. Krzyczał przy tym: patrzcie, jak giną polskie świnie, które przechowują Żydów. Od kul zginęły wszystkie dzieci Ulmów: Stasia, Basia, Władziu, Franuś, Antoś, Marysia i siódme w łonie matki, która właśnie zaczęła je rodzić.”

Dodam, że po odkopaniu grobu rodziny Ulmów, znaleziono tam ciała siedmiorga dzieci. Siódme dziecko urodziło się po zastrzeleniu matki.

Mimo tej tragedii, w Markowej wojnę przeżyli: rodzina Barów, rodzina Riesenbachów, rodzina Weltzów, rodzina Lorbenfeldów, rodzina Cwynarów i Jakub Eihom – razem 17 osób.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz