poniedziałek, 26 stycznia 2009

Dzieci to nie aniołki

Dzieci to nie aniołki i laleczki do zabawy. Niekiedy słyszy się (tam skąd ja pochodzę) jak ludzie do świeżo upieczonych rodziców mówią "teraz to macie zabawkę". Zawsze mnie to irytowało, bo przecież ludzie wypowiadający to zdanie wiedzą przecież na pewno, czym jest wychowywanie dzieci. To my dla dzieci jesteśmy raczej zabawkami, które one próbują od wczesnego dzieciństwa "układać" po swojej myśli.
Według Dobsona dzieci testują rodziców i sprawdzają, ile im wolno, jak bardzo daleko mogą się posunąć i gdzie jest granica takiego, czy innego zachowania.
Dzieci nie są z natury potulne (no może niektóre), uległe, grzeczne, moralne. Małe dzieci oraz dzieci starsze potrafią być okrutne względem rówieśników i młodszych. Dzieci lubią się buntować, są ciekawe świata, ludzi, siebie nawzajem (łącznie ze sferą płciowości) i mogą już jako maluchy zostać bardzo zdemoralizowane przez ludzi, którzy powiedzą i pokażą im za dużo ze świata dorosłych.
Dzieci pozbawione wychowania staną się tzw. patologią, dzieci jakoś wychowywane, ale pozbawione miłości, mogą stać się patologią, ale nawet jeśli się nią nie staną będą nieszczęśliwe. Dzieci wychowywane bez moralności, skrzywdzą siebie i innych.
Nie da się wychować dzieci bez miłości i dyscypliny. I myślę przy tym, że jedno nie wyklucza drugiego. Bezstresowe wychowanie na wzór skandynawski uważam raczej za demoralizację dzieci, niż wychowywanie. Jak to powiedział kiedyś jeden z niemieckich kabareciarzy: "Kiedyś żeby być nauczycielem trzeba było mieć wykształcenie, dzisiaj trzeba mieć jeszcze broń." Nie tylko w Polsce nauczyciele boją się uczniów, w innych krajach boją się ich jeszcze częściej.
Wielu osądzą rodziców po zachowaniu ich dzieci. Bo rzeczywiście dziecko jest jak gąbka, która nasiąka tym, co jest w jej otoczeniu.
Z drugiej strony nie można odsądzać od czci i wiary rodziców, których dzieci lubią szaleć, są nadpobudliwe z natury, powiedzą coś "głupiego" lub kopną kolegę.

Dzieci rodzą się małymi dzikusami, jeśli pozbawimy je wychowania zostają dalej dzikusami, jeśli będziemy starali się je wychować, ukształtujemy je na takich ludzi, jakich oni zobaczą w nas lub jakich obiorą sobie za autorytety.
Naturalnie ludzie mają wolę i mogą np. wychowawszy się w patologii zapragnąć zmienić się i dokonać tego.
Zdarza się też tak, że ludzie mający kochających rodziców, schodzą na manowce życia.
Oba przypadki są jednak rzadkością.

Według mnie bardzo pomocny w wychowaniu jest Bóg - dobry Jezus, który zawsze podniesie człowieka w trudnej chwili i pomoże nie stracić głowy, gdy wszystko jest super.
Jeśli mówimy dziecku, że Bóg zawsze mu pomoże i pokazujemy mu na naszym przykładzie i przykładzie innych ludzi, że tak jest w praktyce, dziecko to zapamięta i gdy nas już zabraknie, w trudnej chwili nie załamie się, ale wiara da mu nadzieję, że wszystko może być dobrze, że nawet cierpienie może mieć sens i że z cierpienia można wyjść. Wiara w Boga daję siłę do niesienia trosk codzienności, kiedy wszystko może wydać się tylko monotonią, nuda i bezsensem i kiedy zabraknie miłości do bliskich.
A widzimy wokół siebie, że i z miłością bezwarunkową człowiek się nie rodzi, ale musi się jej uczyć i walczyć o nią. Miłość to nie uczucie, ale czyny i wierność danemu słowu - to będziemy mówić dzieciom. Wierność nawet wbrew sobie.
A tak w ogóle uważam, że wychowywanie dzieci nie jest łatwe.



Nasze dzieci (4 latka i 1,5 roku) razem na podium. Hamburg.



Nasza córeczka w polskim kościele w Hamburgu.



Nasz synek w swoim momencie refleksji. Hamburg.
08.01.09

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz