poniedziałek, 26 stycznia 2009

Od łobuziaka do świętego



Bartolome Esteban Murillo "Chłopcy jedzący owoce" (1650-1660)

Rankiem 8 marca 1495 roku w
portugalskim mieście Montemor-o-Novo przyszedł na świat Jan Ciudad. Życie Jana przypadło na czasy odkrywania "nowych światów". Chłopiec urodził się zaledwie trzy lata po odkryciu Ameryki przez Krzysztofa Kolumba. Być może właśnie klimat tamtej epoki sprawił, że Jan ciekawy obcych krain uciekł z domu w wieku 8 lat.
Trafił do Hiszpanii i tam się wychowywał.W wieku ok. 28 lat zaciągnął się do wojska i wziął udział w dwóch wojnach. Po trzydziestu latach od opuszczenia rodzinnego domu postanowił wrócić w rodzinne strony. Tam dowiedział się, że po jego ucieczce matka zmarła ze zgryzoty, a ojciec - straciwszy żonę i syna - również niebawem zakończył życie. Targany
wyrzutami sumienia, Jan Ciudad wyjechał do Afryki, do Ceuty. Najął się do katorżniczej pracy.Po kilku latach wrócił do Europy - do Grenady. Ostateczne nawrócenie Jana spowodowało kazanie św. Jana z Avili.
Ogarnięty uczuciem żalu za grzechy głośno błagał Boga o przebaczenie i wzywał miłosierdzia Bożego. Ludzie, którzy obserwowali jego zachowanie, sądzili, że Jan postradał zmysły. Umieszczono go w szpitalu dla psychicznie chorych. Doświadczył tam brutalnych metod, jakie wówczas powszechnie stosowano wobec osób z zaburzeniami psychicznymi. Nie skarżył się, za to z dużą ofiarnością stawał w obronie swoich towarzyszy niedoli. To doświadczenie sprawiło, że Jan postanowił założyć własny szpital, w którym chorzy byliby godnie traktowani.

Po wyjściu ze szpitala Jan Ciudad zaczął pomagać biednym. Zamożni widząc dobre efekty pracy Jana pomogli mu kupić grunt i założyć przytułek dla bezdomnych.

Ten pierwszy szpital był bardzo skromny, ale pod względem metod pracy korzystnie odróżniał się od innych ówczesnych placówek medycznych. Tam dbano o higienę, powszechnie wtedy lekceważoną. Chorych kładziono na oddzielnych łóżkach, co wtedy było luksusem dostępnym bogaczom. Osoby chore psychicznie były oddzielone od reszty pacjentów i postępowano z nimi łagodnie. Aby wyżywić swoich pacjentów Jan żebrał na targach o jedzenie oraz o datki pieniężne wśród bogatszych mieszkańców Grenady.

Jan miał zwyczaj myć nogi każdemu choremu trafiającemu do szpitala. Pewnego dnia podczas tej czynności u jedno z biedaków dostrzegł na stopach stygmaty Chrystusa i poświatę wokół głowy mężczyzny. Usłyszał wtedy słowa: "Janie cokolwiek dobrego czynisz ubogim i chorym, Mnie samemu czynisz". Zaraz potem widzenie znikło.

Jan sam spełniał w swoim szpitalu funkcje salowego, pielęgniarza i kucharza. Na własnych plecach zanosił do szpitala ludzi, którzy nie mogli tam dojść. Zdarzyło się jednak, że w taj pracy nie starczyło mu sił. Kiedyś upadł pod ciężarem dźwiganego człowieka. Tradycja głosi, że wówczas objawił mu się Rafał Archanioł, który go wspomógł. Po paru dniach Archanioł zjawił się znowu. Tym razem przybył do szpitala z koszem chleba, gdy Jan nie miał czym nakarmić podopiecznych.


Dowód wyjątkowego oddania chorym dał Jan wtedy, kiedy w Szpitalu Królewskim w Grenadzie wybuchł pożar. Bardzo wiele osób widziało, jak Jan wielokrotnie wchodził do płonącego budynku i wynosił stamtąd pacjentów. W pewnej chwili świadkom pożaru wydawało się, że nikt żywy nie zdoła już wyjść z płomieni. Ku zdumieniu obserwatorów po dłuższym czasie Jan ukazał się znowu, mając tylko osmolone brwi i rzęsy. Świadkowie uznali to za cud.

Jan Ciudad zakończył życie w wieku 55 lat. Próbował uratować chłopca, który tonął. Skok do lodowatej rzeki przypłacił ciężką chorobą. Zmarł w opinii świętości.
Gdy po 20 latach otworzono trumnę z jego zwłokami, okazało się, że ciało Jana Ciudad zachowało się nienaruszone.

Jan Ciudad już za życia został nazwany Janem Bożym. Po śmierci został ogłoszony świętym (jako przykład do naśladowania).
16.07.08

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz